wtorek, 25 maja 2010

Międzyszkolny Konkurs Gazetek Szkolnych 2010


Rano, mniej więcej kilka minut po ósmej, redakcja naszej Gazety Szkolnej udała się w stronę przystanku autobusowego. Po kilku minutach czekania, przyjechał właściwy autobus, który zawiózł nas na Grochów. Autobus był mały, a ludzi bardzo dużo, toteż w środku panował straszny ścisk. Po kilkunastu minutach niekomfortowej podróży dotarliśmy na miejsce.
Szkoła, w której miał odbyć się Międzyszkolny Konkurs Gazetek Szkolnych mieściła się niedaleko przystanku autobusowego, więc nie musieliśmy iść długo. Kiedy weszliśmy do budynku, spotkała nas przykra niespodzianka- nie umieszczono nas na liście uczestników. Nie takiego początku warsztatów się spodziewaliśmy, jednak całą sytuację uratował pan Dudkowski, wpisując nas na listę.
Udaliśmy się do szatni(tutaj warto zauważyć, że szatnia przypominała nieco szatnię w teatrze, ponieważ w zamian za ubranie dostawało się numerek, z którym później przychodziło się po odbiór odzienia). Gdy zdjęliśmy kurtki, poszliśmy na drugie piętro, gdzie czekały na nas rzędy krzeseł. Usiedliśmy w jednym z początkowych rzędów i czekaliśmy na kogokolwiek, kto swoim wystąpieniem rozpocząłby warsztaty. Na środek wyszły dwie dziewczyny w galowych strojach, które wygłosiły mowę powitalną. Gdy pojawił się dyrektor szkoły, powitaliśmy go oklaskami. Podziękował nam za przybycie oraz oznajmił, że nie pojawiły się dwie szkoły nie dotarły na wydarzenie. Zaprosił nas również na zajęcie fotograficzne oraz dziennikarskie.
Jako gimnazjaliści, wraz z innymi uczniami, udaliśmy się na warsztaty fotograficzne, które prowadził pan Jacek Suwała. Opowiedział nam pokrótce historię aparatu fotograficznego, a potem rozdał kilka albumów ze zdjęciami, które przeglądaliśmy z podziwem. Było tam naprawdę wiele świetnych zdjęć, nie tylko profesjonalistów, ale również uczennic pana Jacka Suwały. Po zakończeniu zajęć fotograficznych, udaliśmy się do sali obok.
Mężczyzna prowadzący, dziennikarz „Mieszkańca”, zaproponował, abyśmy napisali artykuł opowiadający o naszej szkole. Mieliśmy tam zawrzeć jej „plusy i minusy”. Nasz tekst udał się, był bardzo dowcipny.
Po zakończeniu warsztatów, udaliśmy się na poczęstunek, po którym dyrektor szkoły ogłosił wyniki Międzyszkolnego Konkursu Gazetek Szkolnych. Nasza Gazetka nie wygrała, jednak nasz wysiłek również został nagrodzony. Otrzymaliśmy wyróżnienie, a wraz z nim drobną nagrodę.
Na koniec udaliśmy się do szatni, by założyć kurtki i wracać do domu.
D

Alicja w Krainie Czarów cz.1

Alicja w Krainie Czarów cz.2

poniedziałek, 10 maja 2010

Gocławski Balaton


Jeziorko Balaton znajduje się naprzeciwko naszej szkoły.
Pierwszy akwen w tym miejscu powstał około 1925 roku ze spiętrzenia wód Kanału Gocławskiego, był dłuższy i wyglądał inaczej. Z czasem został zaniedbany, odrodził się około 1975 roku przez pogłębienie wykopów pod budynki, które miały powstać wzdłuż kanału Gocławskiego, jednak przesączająca się z kanału do zagłębienia woda uniemożliwiła budowę trzech budynków. Dziś jezioro zajmuje powierzchnię 2,64 ha, posiada połączenie poprzez kanał Gocławski, jezioro Gocławskie i kanał Wystawowy z systemem wodnym Parku Skaryszewskiego. Nazwa Balaton pochodzi od nazwy największego jeziora Węgier, u południowych podnóży Lasu Bakońskiego.
Wiele osób po szkole chodziło tam, by miło spędzić czas na świeżym powietrzu. To niestety teraz jest niemożliwe, bowiem od jesieni zeszłego roku wokół jeziorka trwają roboty.
Po zakończeniu prac, jeziorko pozostanie miejscem spotkań towarzyskich i będzie przychodziło tam jeszcze więcej osób w różnym wieku, bowiem władze planują wybudować kawiarnię, boisko do piłki nożnej, place zabaw dla dzieci w różnym wieku. Pojawią się również mostki, tarasy pod wodą, pomnik Kota Niezależnego czy różne aleje. To niby dobrze i wiele osób będzie zadowolonych z tej przemiany. Być może będą tam organizowane festyny czy jakieś występy, bo pojawi się estrada. Inni nie są zadowoleni z tłoku i faktu, że to nie będzie już to samo, ,,ich’’ jeziorko, ale być może zmienią jeszcze zdanie, gdy pojawi się piękna zieleń. Nadal przecież będzie można spędzić miło czas, a nawet jeszcze milej, bo pojawi się dużo atrakcji. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Oto obrazek przedstawiający efekty pracy za pół roku:

czwartek, 6 maja 2010

Dlaczego nie mogę spojrzeć w lustro?

Coraz częściej możemy się spotkać z takim nurtującym pytaniem w naszej szkole, gdy po lekcji wychowania fizycznego zmęczone dziewczyny chcą poprawić makijaż i się uczesać, czy po prostu spojrzeć w lustro. Tymczasem nie mogą tego zrobić, gdyż go nie ma, więc mogą im pomóc tylko małe kieszonkowe lusterka, ale takie duże lustro jest o wiele lepsze.
Coś trzeba z tym zrobić...przecież nie do pomyślenia jest to, że dziewczyna nie może zwyczajnie poprawić swojego wyglądu po wf., nie ma jak, ponieważ kieszonkowe lusterka są za małe. Po co w ogóle łazienki przy szatniach żeńskich. skoro nie ma tam lustra. Lustro sporo znaczy dla nastolatki. Dlatego warto o tym pomyśleć, bo lustro to sprawa niezbędna w damskiej łazience.

środa, 5 maja 2010

Zimowe wakacje

W te ferie zimowe byłam w Zakopanem. Z reguły w wolne dni korzystam ze śniegu i jeżdżę na nartach. W tym roku było inaczej. Prawie w ogóle nie chciało mi się jeździć. Robiłam ciekawsze rzeczy.

Zima w górach jest piękna. Non stop wędrowałam i podziwiałam piękno przyrody. Głownie doliny, Chochołowską, Białego, Strążyską.

Może zacznę od Doliny Chochołowskiej. Po pierwsze jest piękna i bardzo długa. Do schroniska, w jedną stronę jest aż dziewięć kilometrów.
Nam to nie przeszkadzało, do doliny poszłam z siostrą i babcią. Pomimo mrozu i długiej drogi nie zrezygnowałyśmy ze spaceru.

Wyruszyłyśmy około jedenastej. Miałyśmy wielkie szczęście, gdyż była piękna pogoda. Widziałyśmy wszystkie góry. Na trasie było też dużo innych turystów( korzystali z pięknej pogody).
Podczas wędrówki oglądałyśmy niesamowite widoki(nigdy nie byłam w dolinie, jak jest słońce): zamarznięte wodospady, drzewa przysypane śniegowym puchem, aktywne potoki i strumienie. Było także dużo kuligów(biedne konie:)
Kiedy doszłyśmy do schroniska, była druga po południu. Byłyśmy odrobinę zmęczone, ale bardzo głodne. Zjadłyśmy, odpoczęłyśmy i obeszłyśmy schronisko. Po trzeciej zaczęłyśmy wracać. Po drodze odwiedziłyśmy kapliczkę, gdzie według legendy brał ślub Janosik. W drodze powrotnej było więcej widoków, ponieważ zachodziło powoli słońce i wszystko było tak pięknie oświetlone. Około piątej byłyśmy już przy parkingu. Zmarzłyśmy, zbliżał się wieczór.
I tak zakończyła się nasza wędrówka po Dolinie Chochołowskiej.

Kolejną, była Dolina Strążyska.

Dzień się zaczął normalnie. Wstałyśmy, babcia postanowiła, że zrobimy sobie spacer.
Tak jak poprzednio wyruszyłyśmy około jedenastej. Tym razem dziadek nas nie musiał podwozić, bo z naszego hotelu było dwadzieścia minut do parkingu przy wejściu na trasę. Przed dwunastą byłyśmy już na trasie. Nie było tam wielu turystów, gdyż ta dolina jest o wiele mniejsza od Doliny Chochołowskiej.
Zaczęłyśmy iść drogą pod Reglami. Stamtąd było widać trasę narciarską i Zakopane.
Droga była bardzo wąska i śliska, no ale przez pół godziny doszłyśmy do kasy biletowej przy wejściu do Doliny Kościeliskiej, gdzie było już więcej ludzi, nawet wycieczka szkolna.
Kupiłyśmy bilety i weszłyśmy na trasę. Do schroniska była godzina drogi.
Widoki w tej dolinie były zupełnie inne niż w Chochołowskiej. Nie było widać tylu szczytów, ponieważ las był bardzo wysoki. I tak było cudownie. Zamarznięte wodospady. Po oblodzonej skale wspinał się jakiś mężczyzna, oczywiście z zabezpieczeniem.
Po godzinie byłyśmy już w schronisku albo raczej przy. Schronisko było bardzo małe, ale bardzo przytulne.
Z schroniska było widać góry. Mnie i mojej siostrze spodobały się tak bardzo, że stwierdziłyśmy iż Dolina Strążyska jest najpiękniejsza.
Oczywiście zjadłyśmy, napiłyśmy się gorące czekolady.
Po godzinie zaczęłyśmy wracać. Jak szłyśmy do doliny, to miałyśmy jeszcze później iść do Zakopanego, ale byłyśmy już tak zmarznięte, że zadzwoniłyśmy do dziadka i wróciłyśmy do domu.

Ostatnią była dolina Białego

W tej dolinie miałyśmy najwięcej przygód. Wyszłyśmy o tej samej godzinie co zawsze. Przeszłyśmy drogą pod Reglami, tym razem dłużej, gdyż dolina białego była dalej. Tym razem nie dość, że było zimno, to jeszcze nic nie było widać. No ale poszłyśmy, bo był to nasz ostatni dzień w górach.
Tak jak poprzednio trzeba było trzeba kupić bilety. Kupiłyśmy i poszłyśmy.
Nasze plany były takie, przejść się kawałek doliną i wrócić.
Szłyśmy i szłyśmy. Ta dolina była inna niż pozostałe, bo szło się tak jakby wąwozami, niesamowite widoki. Dolina Białego została tak nazwana nie przez przypadek. Została tak nazwana, gdyż jak się patrzy na strumienie jest takie zjawisko białej wody(spód jest biały)
Szłyśmy już godzinę, kiedy babcia chciała wracać. Od razu się sprzeciwiłyśmy. Chciałyśmy iść dalej, gdyż z Doliny Białego można przejść do Doliny Strążyskiej. Po długich namowach babcia się w końcu zgodziła. No to zaczęłyśmy iść dalej. Im dalej tym ciężej, gdyż droga prowadziła cały czas w górę. Było stromo i ślisko, ale dałyśmy radę. Kiedy weszłyśmy na górę, trzeba było Jeszcze zejść, a droga była węższa, bardziej śliska. Dlatego wszystkie zjeżdżałyśmy w kuckach na butach, aż dojechałyśmy do schroniska. Kiedy je zobaczyłam byłam tak szczęśliwa, że się wzruszyłam. W schronisku zjadłyśmy i zaczęłyśmy wracać.

I tak się skończyły wędrówki po dolinach w tym roku.

J i M C