sobota, 1 listopada 2008

Święto zmarłych w różnych religiach i krajach.

LISTOPAD – UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH I DZIEŃ ZADUSZNY


1 listopada, w Uroczystość Wszystkich Świętych, oddajemy cześć tym wszystkim, którzy cieszą się już chwałą nieba, a wiec świętym, o których mówi Biblia (św. Piotr, św. Paweł), świętym uznanym przez Kościół (na przykład św. Maksymilian Kolbe, św. Faustyna Kowalska) oraz tym wszystkim świętym, których nie znamy (może to być nawet nasza babcia lub dziadek). Podczas Mszy Świętej w tym dniu kapłani używają szat liturgicznych w kolorze białym. Popołudniowe nabożeństwo na cmentarzu złączone jest już z tym, co robimy
2 listopada, z modlitwą za naszych zmarłych
i dlatego używa się szat fioletowych.
Tradycja obchodów Wszystkich Świętych sięga pierwszych wieków chrześcijaństwa. Gdy oddawano cześć męczennikom, w III wieku, rozpowszechnił się zwyczaj przenoszenia relikwii świętych z miasta do miasta. W ten sposób chciano podkreślić, że święci są "własnością" całego Kościoła. Odwiedzanie grobów jest zwyczajem znanym niemal wszystkim ludom, przekazywanym z pokolenia na pokolenie. Chrześcijanie podjęli te tradycje i nadali im własny sens.

2 Listopada, we Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych (Dzień Zaduszny), wspominamy wszystkich zmarłych z naszych rodzin i tych, o których być może ludzie zupełnie zapomnieli. Jest to dzień, kiedy modlimy się o wieczne zbawienie dla tych, którzy wciąż jeszcze czekają na radość spotkania z Bogiem, a więc za dusze ludzi w czyśćcu, wierzymy, bowiem, że ta modlitwa pomoże im szybciej cieszyć się szczęściem przebywania z Bogiem. Tego dnia podczas liturgii używa się szat w kolorze fioletowym.

Święto to zapoczątkował św. Odilon (zm. 1048) - czwarty z kolei opat benedyktyńskiego klasztoru w Cluny we Francji, który w 998 roku polecił, by we wszystkich klasztorach tej reguły Dniem Zadusznym był 1 listopada. Stąd wywodzi się tradycja obchodzenia w Kościele katolickim Święta Zmarłych.
Z czasem władze kościelne przeniosły je na dzień 2 listopada.

CMENTARZ POWĄZKOWSKI W WARSZAWIE

Nie ma przewodnika po Warszawie, który choćby słówkiem nie wspomniałby o Cmentarzu Powązkowskim. Ta ponad 200-letnia nekropolia jest miejscem spoczynku wielu znakomitych Polaków, lecz także licznego grona zwykłych obywateli Warszawy. Z czasem Powązki nabrały charakteru cmentarza elitarnego, przeznaczonego głównie dla bogatych mieszkańców nadwiślańskiego grodu. Widać to między innymi w przepysznej architekturze cmentarnej, która nadal wzbudza podziw zwiedzających cmentarz.

UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH W MEKSYKU

31 października do domu lub na patio wnosi się tzw. ofiarę, przeznaczoną dla dusz zmarłych. Rodziny spotykają się na wspólnej kolacji. Na ścianie pokoju zawieszane są obrazki świętych, a pod nimi ustawiany stół przykryty obrusem, na którym umieszcza się lichtarze ze świecami, figurki świętych i aniołków, wazony z kwiatami oraz naczynia z potrawami, a na kwietnym łuku zawiesza owoce i słodycze. Jest to pokarm dla dusz, które po przebyciu długiej drogi z zaświatów będą bardzo głodne. Według wierzeń są niewidzialne i żywią się tym, czego nie widać - woniami i fluidami czekających na nie potraw.

Zgodnie z wierzeniami, na ziemie najpierw przybywają dusze zmarłych dzieci, zwane aniołkami. Na stole Meksykanie stawiają więc to, co lubią dzieci: słodkie napoje, na przykład czekoladę czy przypominające nasz budyń atole, ugotowane kolby kukurydzy i tak dalej. Aniołki odchodzą z domów następnego dnia, zwykle w południe, co również oznajmiają kościelne dzwony. Zbliża się czas przybycia dusz dorosłych, należy wiec zmienić ofiarę, ustawiając na stole przysmaki dorosłych. Pozostają owoce, czaszki z cukru i inne słodycze oraz napoje gazowane, bo w nich także gustują dorośli. Dostawia się natomiast popularnego w całym Meksyku indyka lub kurczaka w mole - pikantnym sosie czekoladowym, a także tortillas i tamales, wypełnione ostro przyprawionymi farszami, czy specjalnie przygotowaną wieprzowinę. Nie może również zabraknąć papierosów i napojów alkoholowych oraz wódek (tequila i mezcal). Na koniec zapala się kadzidło i każdemu ze zmarłych jedną dużą święcę. Gdy rodzina pragnie w szczególny sposób uczcić pamięć jakiejś osoby, wtedy - podobnie jak w wypadku dzieci - stawia jej fotografie, a w pobliżu ołtarzyka zawiesza rzeczy należące do zmarłego.

1 listopada po południu rodziny udają się na cmentarze, aby ozdobić groby kwiatami i charakterystycznymi wieńcami z liści palm. Dbałość o grób to honor żyjącej rodziny. W dzień zaduszny przynosi się pokarmy, przy grobach znajdują się zabawki, ubranka, buty zmarłych. Pobyt na cmentarzu to nie tylko wspominanie tych, co odeszli, to również długie rozmowy z krewnymi i znajomymi oraz okazja do ponownego kontaktu ze zmarłymi, polegającego na prowadzeniu rozmów z nimi czy śpiewaniu ich ulubionych piosenek. Wieczorem wszyscy ponownie przybywają na cmentarz i zapałają świece. Zbliża się czas odejścia dusz zmarłych - blask migoczących świec i zniczy oświetla im drogę powrotną. W nocy cmentarz powoli pustoszeje.
Prawie 90% mieszkańców Meksyku jest wyznania rzymskokatolickiego. Dominacja tej religii jest bardzo znacząca, zważywszy trudną historię Kościoła katolickiego w Meksyku, szczególnie w dwóch ostatnich stuleciach. Kościół katolicki był obecny w Meksyku od samego początku hiszpańskiej konkwisty.

UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH W JAPONII

13 sierpnia, rozpoczyna się w Japonii święto bon obchodzone ku czci duchów zmarłych, które przybywają do swoich rodzin, witane latarniami zapalanymi u progów domów.

Na domowych ołtarzykach buddyjskich czekają na zmarłych ofiary. Duchy przebywają z rodzinami do 15 sierpnia, po czym są odprowadzane za pomocą "ogni pożegnalnych" - okuribi. W niektórych rejonach Japonii okuribi przyjmują formę łódeczek z ofiarami i latarenkami, puszczanymi nocą na rzekę - efekt jest podobny do polskiego puszczania wianków. Dla uczczenia zmarłych na dziedzińcach świątyń, czasem także na ulicach miast, odbywają się rytualne tańce zwane bon-odori. Na okres święta bon Japończycy biorą zazwyczaj urlopy i wyjeżdżają do swoich rodzinnych stron, by odwiedzić groby przodków, co powoduje wprost niewyobrażalne korki na autostradach.

UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH U LUTERANÓW

U luteranów nie ma kultu zmarłych, lecz kultywowana jest stała pamięć i troska o groby zmarłych. Przy wielu luterańskich nekropoliach znajduje się dom, w którym mieszka gospodarz opiekujący się cmentarzem.

UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH U KALWINÓW

Kalwini polscy dostosowali pamięć o zmarłych do polskiej tradycji, gromadząc się w Dzień Zaduszny w cmentarnej kaplicy na okolicznościowym nabożeństwie.

UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH U ŻYDÓW

Żydzi wspominają zmarłych w rocznice śmierci, kiedy zapalają specjalna świece jorcajtowa i odmawiają modlitwę: "Boże pełen miłosierdzia" lub tradycyjny kadisz. W rocznice śmierci słynnych rabinów i cadyków umieszcza się na ich grobach karteczki z prośbami o wstawiennictwo.

UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH NA SŁOWACJI

Na Słowacji w zaduszkowa noc zostawiano na stole chleb lub inne potrawy.
Ludzie chcieli w ten sposób uczcić zmarłych, którzy mieli w tym czasie przychodzić do domu. Nasi przodkowie dekorowali grób matami i zapalali świeczki.
Kto nie mógł iść na cmentarz, zapałał w domu dla każdego zmarłego z rodziny po jednej świeczce.

UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH W WIELKIEJ BRYTANII

Brytyjczycy wrzucają do ogniska kamienie, warzywa, orzechy, by odgonić złe duchy.
Ludzie robili też zagłębienia w rzepie i dyni i wstawiali świece, by odgonić złe duchy z domu.

piątek, 31 października 2008

piątek, 18 kwietnia 2008

Od rana do wieczora.

Kochany Pamiętniku! 18.04.2008

Ja wiem, że opowiadanie o moim życiu codziennym jest dosyć nudne, ale mimo tego postanowiłam podzielić się z Tobą moimi przeżyciami. Więc zacznijmy od rana. Wstaję o godzinie 6.20. Wiem, że to strasznie wcześnie, ale mam dosyć daleko do szkoły. Po tym, jak siłą zwlekę się z łóżka, krzyczę na mój budzik. To nie jest do końca normalne, ale co zrobić, kiedy jest się zaspanym i nie wie się co robi. No więc następnym moim celem jest łazienka. W łazience wykonuje podstawowe czynności poranne takie jak : mycie zaspanych oczu i twarzy, mycie zębów, czesanie się itd.
Nic na to nie poradzę, że jestem dziewczynką…

Jak to każda dziewczyna w łazience potrafię spędzić nawet pół godziny. Nic na to nie poradzę, że jestem dziewczynką, a w końcu muszę ładnie wyglądać. Po wykonaniu czynności „łazienkowych” biorę się za ubieranie. Zanim się ubiorę minie trochę czasu. Wiesz jak to jest, jak staje się przed otwartą szafą, z której wysypują się ubrania i nie wiesz co na siebie założyć. Dla dziewczyny w moim wieku to naprawdę trudne. Boże, nie powiedziałam ile mam lat. Gapa ze mnie.. No, ale jak już weszliśmy na ten temat, to mam 14 lat. Chodzę do pierwszej klasy gimnazjum. Może nie jestem bardzo lubianą osobą w klasie, ale wcale się tym nie przejmuję. Staram się żyć dalej i na razie jakoś mi to wychodzi, choć przyznam, że miewam małe załamania.

…jak ja kocham mojego psa.

Każdego ranka, kiedy już się ubiorę, wychodzę z psem na spacer. Jak ja kocham mojego psa. Jest to malutki kundelek z długą i puszystą sierścią. Po udanym spacerze, siadam przy komputerze. Każdego ranka, sprawdzam pocztę i czasem jeszcze coś piszę. Kiedy skończę, zazwyczaj jest godzina 7.00. Wtedy zostaje mi dziesięć minut do wyjścia, więc co robię? Pakuję się do szkoły. Wiem, że to dziwne, że zamiast pakować się wieczorem, robię to rano, ale tak to już jest, kiedy w godzinach wieczornych nie mam czasu. Po spakowaniu zostają mi już tylko ostatnie poprawki w wyglądzie.
Jakaś pomadka, spinka…

Jakaś pomadka, spinka i koniec. No i oczywiście najpierw jeszcze pakuję mundurek, w którym muszę codziennie chodzić po szkole. Wcale nie jest mi to na rękę, ale co zrobić. Wychodzę z domu o godzinie 7.10. Myślisz pewnie, że zapomniałam napisać o śniadaniu. Otóż, nie jem śniadań. Dlatego właśnie mam anemię. W ogóle mało jem, ale jeśli nie mam apetytu, to nie będę przecież w siebie wmuszać. To byłoby nieprzyjemne. Cóż, taka już jestem, ale musisz się do mnie przyzwyczaić, bo to właśnie ja będę pisać w tym pamiętniku. Nikt inny.
Idąc sobie w spokoju na przystanek autobusowy w celu dojechania do szkoły, słucham muzyki.
…jestem od niej uzależniona.
Jestem od niej już uzależniona. Mogę słuchać i nigdy mi się nie nudzi. Po dojściu na ten nieszczęsny przystanek czekam na autobus, który dość szybko się zjawia. Jazda nim zajmuje mi jakieś 20 minut (mówiłam, że mam daleko do szkoły ). Potem dochodzę jeszcze kawałek. Po zmianie butów w szkole i przebraniu się idę z koleżankami pod klasę.
Często moją pierwszą lekcją jest matematyka. Jak ja nie znoszę matematyki. Kiedy nauczycielka wywołuje mnie do tablicy, cała drżę. Naprawdę się jej boję. Jest surowa i nie daje mi spokoju, jakby się na mnie uwzięła. Może tak jest, nie wiem. Po ledwo przetrwanej matmie idę na następną lekcję. Szkoła jest tak wielka, że chociaż chodzę do niej już całkiem długo i tak się gubię. Na przerwie zazwyczaj rozmawiam z koleżankami i kolegami, lub przyglądam się z zaciekawieniem trzecioklasistom.
Odstawiają jakieś głupie akcje…

Niby to odstawiają na przerwach dosyć głupie akcje, to i tak są mądrzy. No dobra, tylko niektórzy. Lekcje mijają mi dosyć melancholijnie. Nawet na WF–ie czas wolno się toczy. Chyba, że gramy w siatkówkę, wtedy pędzi nieubłaganie.
Kocham siatkówkę i badmintona. To moje dwie życiowe miłości, oprócz mojego pieska oczywiście. Chłopaka nie mam, ale nie będę o tym opowiadać, bo to głupia i nudna historia. No więc, kiedy skończę lekcje i zejdę do szatni, przebieram się i wychodzę ze szkoły. Kiedy wyjdę za drzwi szkoły czuję dziwną ulgę, a kiedy do niej wchodzę mam ochotę zawrócić się do domu. To chyba nie jest dziwne. Wracając ze szkoły oczywiście, słucham muzyki. Kiedy tylko otworzę drzwi do domu, na szyję rzuca mi się mój ukochany piesek. Najczęściej robi tak, bo chce się przywitać, albo wyjść na dwór. Jednak częściej wybiera drugą opcję. Po udanym spacerze, jem obiad. Mój ulubiony obiad składa się z ziemniaków, kurczaka i jakiejś dobrej sałatki.
…rozmawiam z rodzicami.

Potem chwilę rozmawiam z rodzicami, którzy zazwyczaj równo ze mną wracają z pracy. Następnie przesiaduje w swoim pokoju, odrabiając lekcje. Najgorzej odrabia mi się lekcje z matematyki. Są bardzo trudne i skomplikowane. Najchętniej odrabiam polski. Bardzo lubię uczyć się swojego języka. Interesuje mnie głównie pisanie opowiadań, listów, kartek z pamiętnika. Gramatyki nie znoszę. Ale mniejsza. Tego to chyba nikt z uczniów mojej klasy nie lubi.
Po odrobieniu lekcji najczęściej dzwonie do mojej przyjaciółki – Iwony i umawiam się z nią na jakiś spacer albo wędrówkę po centrum handlowym. Nie jestem typem dziewczyny, która musi mieć wszystko, co modne. Ja tylko lubię czasem się odstresować, a zakupy są na to najlepszym sposobem. Kiedy Iwona nie może wyjść, bo jest zajęta czymś innym, oglądam filmy. Kocham horrory, jednak nie zawsze mogę je oglądać, bo moi rodzice za nimi nie przepadają. Zawsze coś im nie pasuje. Po niezbyt udanym seansie, jem byle jaką kolacje, lub w ogóle jej nie jem. Pozostaje mi tylko umyć się i przebrać do spania. Ścielę sobie łóżko i kładę się z jakąś dobrą książką. Najchętniej czytam książki Rafała Kosika. Są świetne i na czasie. Potrafię zaczytać się i nie spać do pierwszej w nocy. Jednak czasem mam dni, w których zasypiam dosyć szybko i to jest właśnie taki moment.
Już ziewam…

Już ziewam i oczy same mi się zamykają. Życzę tylko dobrej nocy i dziękuję Ci, że wysłuchałeś opowieści o jednym dniu zwykłej gimnazjalistki, którą jestem ja.
Iga

niedziela, 23 marca 2008

I kto by pomyślał? cz.2

Wewnętrzna kontuzja

Od samego rana mi się nie układa. Ten dzień nie zapowiada się dobrze. Wczoraj przeżyłam szok termiczny, który oczywiście związany jest z Mateuszem, a dziś… Wstałam z łóżka i jak każdego dnia rano, poszłam do łazienki, ale się do niej nie dostałam, bo była tam już mama.
- Mamo wyłaź! Ja też potrzebuję wejść do łazienki! – Krzyknęłam rozdrażniona.
- Nie. Teraz to ja sobie trochę posiedzę i zobaczysz, jak to jest czekać na kogoś pół godziny pod drzwiami! – Usłyszałam.

Sięgnęłam po jogurt… (…) O nie, był przeterminowany!

No ładnie. Mama chce wojny. Poszłam do kuchni, ale byłam tak wkurzona, że nie udało mi się nawet zrobić kanapki. Odpuściłam sobie i sięgnęłam do lodówki po jogurt wieloowocowy. Wypiłam go i niechybnie spojrzałam na opakowanie. O nie. BYŁ PRZETERMINOWANY! Zdawało mi się, że coś jest nie tak, miał taki dziwny posmak i smakował jak stare ziemniaki, ale byłam głodna, więc nie zwracałam na to uwagi. Kurde, już mnie mdli. Mam nadzieję, że nie spędzę całego dnia w łazience, wymiotując. Tego nie życzę nawet najgorszemu wrogowi. Poszłam do swojego pokoju, by się ubrać. Nie zajęło mi to dużo czasu, bo założyłam byle co. Nie zamierzałam nigdzie wychodzić. W ogóle to pomyślałam sobie, że jak rodzice pójdą do pracy, to zaproszę Paulinę do siebie i obejrzymy jakieś romansidło na DVD. Póki co, to poszłam do tej łazienki, z której przed chwilą wyszła mama. Zlitowała się nade mną. Byłam w niej jakieś piętnaście minut. Nowy rekord. Zazwyczaj bywam tam o wiele dłużej. Włączyłam komputer i napisałam Paulinie wiadomość, że chcę, by do mnie przyszła. Ona napisała, że przyniesie jakiś film. Umówiłyśmy się na 16.00. Obecnie była godzina 13.00. Mój tata wstał jakieś pół godziny temu. Poszłam więc do kuchni i usiadłam przy stole, gdzie on już siedział. Mamy nie było, bo wybrała się do kosmetyczki.
- Wiesz Diana, Twoja mama mnie zrujnuje, chodząc ciągle do tej kosmetyczki – powiedział tata z grymasem.
Zaśmiałam się lekko i odpowiedziałam:
- Tato, przecież to tylko kobieta. Trzeba było o tym pomyśleć, zanim wzięliście ślub – zażartowałam.
- Masz rację… Nie przemyślałem tego. Dobrze, że Ty nie chodzisz tak często do kosmetyczki, fryzjera i wszelkich innych specjalistów.
- Tato, poprawka. Do kosmetyczki nigdy nie chodzę! A co do fryzjera, to może czasem. Przecież nieraz trzeba.
- No fakt. Wiesz, w dzisiejszej gazecie nie ma nic ciekawego. Raczej to, co zwykle. Chyba przestanę kupować gazety. Są bezużyteczne, tylko zajmują miejsce w śmietniku. A wiadomości mogę obejrzeć w telewizji.
- Tato, Ty nie masz czasu na telewizję. Wstajesz późno, jesz śniadanie i już musisz iść do pracy, a potem jak przychodzisz, jesteś strasznie zmęczony i nie masz siły na oglądanie telewizji.
- Masz rację. Mam mądrą córkę. No dobra, nie będę Ci tak pochlebiać, bo za bardzo się przyzwyczaisz – powiedział tata z szyderczym uśmiechem.
- Rzeczywiście bardzo śmieszne tato – zakończyłam rozmowę i wyszłam z kuchni.

…i nuciłam sobie pod nosem…

Poszłam do salonu i tylko minęłam mamę, która najwyraźniej szła do taty. Wróciła od „specjalisty”. Usiadłam na sofie i włączyłam telewizor. Wybrałam kanał muzyczny i oglądałam. Przez chwile były naprawdę fajne klipy i nuciłam sobie pod nosem, ale to nie trwało długo, bo późniejsze teledyski nie były interesujące. Co ja na to poradzę, że niektórych wykonawców strasznie nie lubię. Być może dlatego, że zależy im tylko na pieniądzach i sławie, a swoje rodziny zostawiają na pastwę losu. Może i tworzą fajną muzykę, ale mają pusto w głowach.

Pytała, jak bawiłam się na imprezie…

Wyłączyłam pudło zwane telewizorem i poszłam do siebie. Wzięłam swój telefon i zauważyłam, że dostałam wiadomość. Odczytałam. To od Kaśki. Pytała, jak się bawiłam na jej imprezie. Oczywiście napisałam, że dobrze. Nie mogłam napisać prawdy, że byłam przygnębiona, a potem jej chłopak odprowadził mnie do domu, bo byłaby zła i zaczęłaby węszyć. Tego bym nie chciała. Chciałam sprawdzić coś w Internecie, ale się popsuł… O nie. Chyba znowu będę gościć kolejną ekipę naprawczą. Mam bardzo zły humor. Czuję jakbym przeżywała wewnętrzną kontuzję w mózgu. W dodatku mama powiedziała mi, że mam wyjść na dwór z psem sąsiadów, bo oni wyjechali i będą wieczorem. Tego jeszcze brakowało. No, ale cóż, pomyślałam, że może podczas spaceru uporządkuję jakoś myśli.
Nie udało się. Ten pies jest jakiś dziki! Jak spuściłam go ze smyczy to biegał jak oszalały. Raz w jedną stronę, raz w drugą. Jezu, czym oni go karmią?! Nie chcę wiedzieć. Postanowiłam, że będę już wracać. Kiedy byłam już w domu, rodziców już nie było, a na stole w kuchni leżała karteczka zaadresowana do mnie. To rodzice napisali, że wyszli już do pracy i będą jak zwykle wieczorem. Pomyślałam, że poczytam trochę książkę. Poszłam do pokoju i usiłowałam ją znaleźć, ale mi się nie udawało. Kurde, nie wiem, gdzie się zapodziała, szukałam wszędzie! Jak ma mam się nie denerwować, skoro w tym domu nie da się żyć. Miejmy nadzieję, że sytuacja się polepszy, jak przyjdzie Paulina. Powinna być za godzinę.

Mieszka za miastem i ma na imię Agnieszka…

Poszłam do łazienki i ogarnęłam się trochę. Nie było to łatwe, bo moja fryzura przypominała wybuch bomby atomowej w Hiroszimie. Wyprostowałam włosy i zadzwoniłam do swojej kumpeli, która mieszka za miastem i rzadko się z nią spotykam. Ma na imię Agnieszka. Jak zwykle spytałam, jak się trzyma, czy jest zdrowa i przede wszystkim co u niej nowego. Powiedziała, że aktualnie wyjechała do babci, do Gdańska, ale w wakacje przyjedzie do mnie, do Warszawy. Ucieszyłam się, a na dzień dzisiejszy uśmiech na mej twarzy był nie lada osiągnięciem. Rozmawiałam z Agą czterdzieści minut. Tak bywa, gdy ma się darmowe rozmowy do wybranych osób. Co będę sobie żałować.
Przyszła Paulina. Zrobiłam popcorn, który leżał w mojej szafce już dobre dwa tygodnie, ale nie był przeterminowany, sprawdzałam. Kiedy stawiałam gotowy popcorn na stoliku w salonie, zrobiło mi się nie dobrze. To chyba ten poranny jogurt przypomina o swoim istnieniu. Przeprosiłam Paulinę i poprosiłam, by włączyła film, a sama pobiegłam, niczym struś pędziwiatr do łazienki. Zachciało mi się wymiotować. Wiedziałam, że tak będzie. Od dziś zawsze będę patrzeć na każde opakowanie. Jogurtom nie można ufać. Jakoś doprowadziłam się do porządku i opowiedziałam Pauli o tym, co dziś zjadłam. Zaczęła się śmiać. Dla mnie to chyba nie było śmieszne, ale dla niepoznaki też się śmiałam.

…gapiłam się w telewizor z maksymalnie otwartymi oczami.

Zaczęłyśmy oglądać film. Nie znałam tytułu, bo mnie nie obchodził. Zawsze, gdy oglądam film, to skupiam się na jego treści, nie na tytule. Ten romans od razu był wciągający. Jadłam z przyjaciółką popcorn i gapiłam się w telewizor z maksymalnie otwartymi oczami. Jak to w każdej love story, on kocha ją, ale ona go zdradza i on zamierza popełnić samobójstwo, ale ona go przeprasza i są razem szczęśliwi. Podstawowa historia. Na końcu filmu był długi pocałunek, między dziewczyną z biednej rodziny, a bogatym szlachcicem. To o nich był ten film, cudowna para. Niestety dobiegł końca. Była godzina 18.00. Sprzątnęłyśmy razem i usiadłyśmy na sofie. Paulina spojrzała na mnie, a ja od razu wiedziała, że chciała spytać mnie o Mateusza. Od razu postanowiłam odbiec od tematu, bo nie chciałam o nim rozmawiać.
- Wiesz, dziś miałam bardzo zły dzień… Od rana byłam zdenerwowana i nic mi nie wychodziło. Dobrze, że przyszłaś, trochę poprawił mi się humor – podziękowałam przyjaciółce, jednocześnie omijając temat o nazwie „Mateusz”.
- Spoko, nie ma sprawy. Ja dziś rano posprzeczałam się z rodzicami, więc dzień również nie był za dobry. Zawsze możesz na mnie liczyć – powiedziała.

…postanowili, że zabiorą mnie na stok.

Podziękowałam jej za te słowa i zatopiłyśmy się w rozmowie na temat mojego wyjazdu w góry. Rodzice postanowili, że zabiorą mnie na stok. Polemizowałyśmy na ten temat dosyć długo, aż Paulina zorientowała się, że musi już iść. Powiedziała mi tylko, że idzie jutro spotkać się z tym chłopakiem, który na imprezie u Kaśki, poprosił ją do tańca. Randka miała odbyć się o 15.00. Kazałam jej zadzwonić do mnie od razu po spotkaniu. Życzyłam jej powodzenia i za chwilę przyjaciółka zniknęła za drzwiami. Ja sama położyłam się na sofie i moje myśli powędrowały w kierunku Mateusza. Długo o nim myślałam. Nie wiedziałam, kiedy go zobaczę i w ogóle, czy się spotkamy. W głębi serca miałam nadzieję, że on mnie lubi, ale hamował mnie fakt, że on jest chłopakiem Kaśki, a ona nienawidzi, jak odbija jej się facetów. Potem wyobrażałam sobie randkę Pauli z tym chłopakiem. Ma na imię Adrian. Z zamyśleń wyrwał mnie telefon. Dzwoniła do mnie mama i powiedziała, żebym zmyła naczynia, bo będzie za godzinę. Niechętnie się zgodziłam, ale nie miałam nic lepszego do roboty.



Jestem boska.

Szybko pozmywałam i nawet poukładałam na miejsce buty mamy, które nadal leżały na podłodze. Jestem boska. Czasem muszę sobie pochlebić, tak to już jest. Właśnie oglądałam jakiś film akcji w telewizji, gdy do domu weszła mama. Miała dobry humor i chyba nie była bardzo zmęczona. Przygotowała sobie coś do jedzenia i przyłączyła się do mnie. Narzekała, że tata nie wrzuca swoich skarpetek do kosza z brudną bielizną, tylko zostawia je pod łóżkiem. Boże, Ci rodzice to mają problemy. Powiedziałam mamie ironicznie, żeby poważnie porozmawiała z tatą na ten temat, bo tak dłużej nie może być. Ona się tylko zaśmiała i przełączyła na kanał muzyczny. Zawsze tak robi, gdy w dobrym humorze wraca z pracy. Wtedy śpiewa sobie pod nosem. Byłam już trochę śpiąca i powiedziałam mamie, że idę się położyć, a ona stwierdziła, że zaczeka aż tata wróci i porozmawia z nim na temat skarpetek, a jeśli to nie pomoże, to zrobi mu w nocy pranie mózgu. Ależ ona śmieszna. Czasem to aż płakać się chce. Przebrałam się, odwiedziłam łazienkę i poszłam spać. W nocy śniło mi się… a z resztą nieważne. Znów dostanę naganę, że za bardzo się rozmarzam.

sobota, 22 marca 2008

I kto by pomyślał? cz.1

I kto by pomyślał?

1
Część 1 : Impreza i… chłopak
- Diana, co to ma być? Wyłaź stamtąd! – słyszę jak mama dobija się do
łazienki, w które ja siedzę, no… około pół godziny.
- Moment, poczekaj chwilę! – odpowiedziałam.
- No dobra, ale masz się streszczać.
Normalna, poranna sprzeczka z mamą. Czasem krzyczy do mnie, że się zsika
i mam wychodzić z łazienki. Podstępna kobieta. Któregoś razu nawet powiedziała,
że jak będę siedziała w łazience więcej niż 20 minut, to zmywam po obiedzie.
O nie. Tego to ja nie znoszę. Z resztą, który normalny nastolatek chciałby
zmywać resztki z obiadu… Ohydztwo. Wreszcie wyszłam z pomieszczenia,
w którym tak długo siedziałam i tylko minęłam mamę, która biegła do łazienki
z prędkością światła. Chyba naprawdę miała potrzebę. Idąc do kuchni w celu
zjedzenia czegoś normalnego, potknęłam się o buty, należące do mojej mamy.
Wczoraj późno wróciła z treningu i chyba naprawdę nie chciało jej się układać
butów na półce. Moja rodzicielka jest tancerką. Tańczy do muzyki klasycznej,
jazzowej. Kiedyś chciała, żebym i ja tańczyła, ale stanowczo odmówiłam. Miałam
przy tym spore trudności, bo moja mama była nieugięta. W końcu jednak
mi się udało. Musiała zrozumieć, że nie interesuje mnie taniec. Obecnie
nie trenuję niczego. Czasem zagram w siatkę z dziewczynami, w lecie grywam
2
w badmintona. Takie tam. Wracając do czynności, którą wykonuję, to… smaruję
kanapkę masłem! Wiem, ciekawe. No, udało się, mogę zjeść. W trakcie spożywania
mojego jakże wielkiego posiłku ( ironia oczywiście ) do kuchni weszła moja mama.
Od razu zauważyłam, że jest nie wyspana i nie ma ochoty na żadną rozmowę.
W takim razie nawet nie wydobyłam z siebie słowa. Powiedziałam jej tylko, gdzie
jest mleko bo nie mogła znaleźć. Zjadłam i poszłam się ubrać. Dziś impreza
u Kaśki. Podobno przyprowadzi swojego nowego chłopaka. Chciałabym go poznać.
Mam nadzieję, Ŝe nie będzie taki jak jego poprzednicy.. Na przykład poprzedni
chłopak Kasi hodował motyle.. Przez to był trochę… no… inny. Niby jej
to nie przeszkadzało, ale która czternastolatka chciałaby chodzić z chłopakiem,
którego hobby to hodowanie motyli, a ulubionym zajęciem jest udzielanie
korepetycji z matematyki? Chyba żadna. Dlatego więc mam nadzieję, że teraz
trafiła na kogoś fajnego.
- Mamo, nie mam w co się ubrać na dzisiejszą imprezę! – krzyknęłam
do mamy, gdy zobaczyłam wnętrze swojej szafy.
- Bądź ciszej, bo tatę obudzisz. Później dam Ci trochę pieniędzy to sobie kupisz.
- Dobra, dobra.
No tak, tata jak zwykle śpi. Jest strasznym śpiochem. Potrafi spać do 13.00,
bo do pracy idzie na po południe. Ten to ma dobrze. Ja w roku szkolnym mogę
sobie tylko pomarzyć o tak późnym wstawaniu. Ubrałam się w byle co i włączyłam
komputer. Jest godzina 11.00, więc na gadu – gadu nie będzie chyba dużo osób.
W takim razie wstawiłam nowe zdjęcie na photobloga i napisałam notkę. Zaczęłam
czytać książkę. Nie myślcie sobie, że czytam jakieś „Ogniem i mieczem”,
albo „Krzyżaków”. O nie. Już przez to przechodziłam. W wakacje raczej
zabieram się za książki młodzieżowe. Literatura popularna. Jak jestem
3
w bibliotece, to zawsze patrzę na nowości, no i coś wypożyczam. Tym razem padło
na jakieś zagraniczne love story w typie dla młodzieży.
- Diano, mogłabyś wyrzucić śmieci? Sterczą w przedpokoju od dwóch dni!
- Mamo, nie teraz. Czytam.
- Idę pod prysznic. Jak za 15 minut zobaczę te śmieci w przedpokoju
to Cię zlinczuję!
- No dobra, dobra.
Oj ta mama. Zawsze wie, kiedy się upomnieć o śmieci. Doczytałam rozdział
w książce i poszłam wyrzucić te nieszczęsne odpadki. Po drodze spotkałam tatę,
wychodzącego z sypialni. Miał zalepione oczy i w ogóle jeszcze spał. Gdy wróciłam,
wyglądał już w miarę normalnie, pił kawę i czytał gazetę. Przeszła mi ochota
na czytanie i dosiadłam się do niego, do stołu.
- Co piszą w gazecie? – grzecznie spytałam.
- A nic szczególnego. To, co zwykle. Czyli zamachy, morderstwa i podwyżki opłat.
No i jeszcze nowinki o gwiazdach.
- Rozumiem. Sama nuda. Nie pojmuję, co Ci dziennikarze widzą w tych gwiazdach.
Co mnie obchodzi, że jakiś aktor będzie miał dziecko ze swoją narzeczoną?!
Albo, że kupił nowy dom pod Warszawą?! To beznadziejne.
- Dla Ciebie może tak, ale ludzi to interesuje. Zwróć uwagę na to, ile kobiet
wydaje pieniądze na kolorowe pisemka, w których zazwyczaj jest mówione tylko
o gwiazdach.
- No fakt. Kobiety lubią sobie poczytać takie rzeczy.
- Mówicie coś o kobietach? – wtrąciła mama, wchodząc do kuchni.
- Nic szczególnego. Tylko rozmawialiśmy z Dianą o gazetach i stwierdziliśmy,
że dużo kobiet kupuje kolorowe pisemka.
- Ja nie kupuję. W nich zazwyczaj są tylko gwiazdy, gwiazdy, gwiazdy i od czasu
do czasu jakiś przepis. Dla mnie to czyste marnowanie pieniędzy.
- Masz rację mamo. Pozwólcie teraz, że was opuszczę i pójdę do siebie.
4
- Dobrze, tylko nie przewróć się. Mama nadal nie posprzątała swoich butów.
Wiem, bo sam dziś leżałem przez nie na podłodze. – powiedział tata i zaśmiał się.
- Oj, to chyba nie było przyjemne. Spokojnie tato, dam sobie jakoś radę. –
zakończyłam rozmowę.
Rzeczywiście, doszłam do swojego pokoju w jednym kawałku. Zaczęłam szukać
swojej komórki. Kurde, gdzie ja ją wsadziłam. O, jest. Była pod łóżkiem.
Nie pytajcie jak się tam znalazła, bo sama nie wiem. Od razu zadzwoniłam do Pauli
– mojej najbliższej kumpeli. Spytałam, czy pójdzie ze mną do centrum
handlowego i pomoże mi kupić jakiś ciuch. Okazało się, że ona też nie ma
się w co ubrać i chciała zapytać o to samo mnie. Umówiłyśmy się pod moim blokiem
za pół godziny. Poszłam do łazienki, ogarnęłam się trochę i podeszłam do mamy
z jednym, prostym pytaniem :
- Dasz mi trochę pieniędzy na te ciuchy? – zrobiłam maślane oczy.
- Skoro Ci obiecałam, to Ci dam głuptasie. – mama wyjęła z portfela pieniądze
i mi wręczyła.
Mama powiedziała, że teraz wychodzą razem z tatą i zobaczę ich dopiero
wieczorem, bo potem idą do pracy. Dla mnie bomba. Będę mogła zaprosić
do siebie Paulę i spokojnie wyszykować się na wieczór.
No to pożegnałam się z nimi i wyszłam z domu. Paulina już na mnie czekała.
Przywitałyśmy się i poszłyśmy do tego sklepu, a raczej do paru. Na ogół
nie przepadam za chodzeniem na zakupy, bo nie jestem typową „dziewczynką”.
Kupienie czegoś fajnego nie zajęło nam dużo czasu. Od razu trafiłyśmy na ekstra
ciuchy. Zostało nam trochę pieniędzy i poszłyśmy na pizzę. Siedząc przy stoliku,
jedząc i jednocześnie rozmawiając z Paulą, zobaczyłam takiego boskiego
chłopaka… Był cudny! Wysoki blondyn, dobrze ułożony, nie jakiś mięśniak.
Od razu mi się spodobał. Jednak stwierdziłam, że nie będę miała szans
5
go poderwać, bo jestem w pizzerii pełnej ludzi. Z zamyśleń wyrwała mnie Paulina.
Oczywiście musiałam jej powiedzieć, o kim tak myślałam. Kiedy na niego spojrzała,
od razu stwierdziła, że jest przystojny. On był mój i powiedziałam jej, że ma
się do niego nie zbliżać. Przyjęła tą wiadomość z lekkim grymasem na twarzy.
Zjadłam swoją porcję i dopijałam sok, kiedy on odwrócił się w moją stronę i słodko
uśmiechnął. Skamieniałam. Miał taki cudowny uśmiech… Marzyłam sobie
i marzyłam, aż w końcu musiałam się obudzić. Dostałam od przyjaciółki naganę,
że za bardzo się rozmarzam. Być może to i prawda, ale on jest taki…
- Diana, przestań o nim myśleć! – mówiła do mnie przyjaciółka, w drodze do domu.
- Ej jak mam przestać o nim myśleć, skoro jest taki wyjątkowy i przystojny
i w ogóle.
- Nie znasz go. Na zewnątrz może być śliczny, ale w środku może być arogancki
i chamski.
- No masz rację.
Od tego czasu nawet nie wspomniałam o nim słowem. Właśnie Paulina
do mnie wpadła ze swoimi ubraniami i wspólnie się szykujemy. Impreza
jest o 20.00, a jest 19.00. Ogólnie mamy jeszcze pół godziny, bo do Kaśki mamy
spory kawałek drogi i musimy dojść na czas. Ja muszę już tylko wyprostować
włosy i lekko podmalować. Paula make – up ma już za sobą i musi już tylko założyć
te ekstra ciuchy, które kupiła. Dwadzieścia minut później byłyśmy gotowe.
Usiadłyśmy przy stole w kuchni i rozmawiałyśmy o imprezie i o nowym chłopaku
Kaśki, którego obydwie chciałyśmy poznać. Kiedy spojrzałam na zegarek,
musiałyśmy już wychodzić. No i poszłyśmy. Kiedy byłyśmy pod blokiem, w którym
miała odbyć się impreza, ujrzałam tego samego chłopaka, którego widziałam
w pizzerii… Zastanawiałam się, co on tutaj robi. O rany! On też będzie
6
na tej imprezie! Paulina zauważyła jak wchodzi do mieszkania Kaśki. Zaczęłam
skakać z radości. Być może uda mi się go poderwać!
***
Wszystko na nic. Ten CUDOWNY i PIĘKNY chłopak z pizzerii, to nowy
chłopak Kaśki… Naprawdę trafiła na cudownego kolesia. Ma szczęście. Jestem
teraz trochę podłamana, dobrze, że pociesza mnie Paulina. Bez niej całą imprezę
przesiedziałabym na sofie, gapiąc się w tańczących ludzi. Zaczęłam tańczyć,
a potem pogadałam z kilkoma koleżankami. Nagle podeszła do nas Kaśka ze swoim
nowym chłopakiem… Przedstawiła nam go i zachciało mi się płakać. Miał na imię
Mateusz. Kurde, moje ulubione imię! Teraz na pewno się rozryczę. Odeszłam
od nich, bo nie chciałam dłużej patrzeć na Kaśkę, która zachwycała się swoim
towarzyszem. Razem z przyjaciółką, poszłyśmy się czegoś napić.
Kiedy siedziałyśmy na sofie i piłyśmy sok, ktoś puścił wolną piosenkę, a do Pauli
podszedł nieznajomy chłopak i poprosił do tańca. Mnie też ktoś poprosił,
ale odmówiłam. Co najmniej NIE MIAŁAM OCHOTY z nikim tańczyć, a zwłaszcza
wolnego.
Dalej siedziałam na sofie, zamyślona, aż nagle poczułam, że ktoś przy
mnie siada. Nie uwierzycie, kto to był! Mateusz! Tak mnie zatkało, że aż się
oblałam sokiem, który trzymałam w ręku. On tylko się zaśmiał. Zaczęliśmy
rozmawiać.
- Widzę, że Ty też nie masz ochoty na taniec. – zagaił Mateusz.
7
- Tak wyszło. Bardzo bolą mnie nogi, nabawiłam się kontuzji podczas grania
w badmintona. – skłamałam.
- Aa. Ja nie mam chęci na taniec. Ogólnie mnie to nie interesuje. Też kiedyś
grałem w badmintona, ale miałem bolesną kontuzję i mi zbrzydło.
- Rozumiem. Ja jakoś się na razie trzymam. A gdzie Kasia?
- Tańczy z kolegą. – odpowiedział.
- Nie jesteś zazdrosny? Ja na Twoim miejscu kipiałabym z zazdrości. - zdziwiłam
się.
- Nie jestem zazdrosny. To w końcu tylko taniec. A poza tym ciągle ich obserwuję
i wiem, co robią.
- No spoko. Jeszcze nie spotkałam chłopaka, który pozwoliłby swojej dziewczynie
zatańczyć z innym. – posłałam mu uśmiech.
On odwzajemnił go i powiedział :
- Wydajesz się być miła.
Poszedł, bo piosenka się skończyła. Kurde, on powiedział, że jestem miła.
ON TO POWIEDZIAŁ. Chyba się zaczerwieniłam. Zawołałam Paulinę
i powiedziałam jej o tym, co się działo. Ona się tylko uśmiechnęła. Impreza
dobiegła końca. Kiedy wracałyśmy do domów, spotkałyśmy Mateusza,
który okazało się, że idzie w tą samą stronę.
- Hej dziewczyny, tak się składa, że idę w tę samą stronę. Mogę pójść z wami?
- Jasne.
Szliśmy w ciszy, a ja wewnętrznie się cieszyłam. Byłam strasznie szczęśliwa.
Chciałam zwrócić jakoś jego uwagę, ale pomyślałam, że nie mogę, bo to chłopak
Kaśki. Nie mogłabym jej go odbić. Poza tym ona jest sto razy ładniejsza
i nie miałabym szans. Kurde, znowu narzekam na swój wygląd. Zbliża się strefa
cienia. Paulina od nas odeszła, bo odprowadziliśmy ją pod dom. Mateusz
zaproponował, że mnie odprowadzi! Oczywiście, że się zgodziłam, ale potem
zaczęłam żałować. Jakby Kaśka się dowiedziała…
8
-… ale się nie dowie. – dokończył Mateusz.
- No dobrze, skoro tak uważasz. To chodźmy, bo trochę zimno się zrobiło.
- Chcesz moją bluzę? – zapytał.
- Nie, jakoś sobie poradzę. – odpowiedziałam.
Byłam zachwycona! Strasznie przystojny chłopak się do mnie uśmiechnął,
potem ze mną rozmawiał, powiedział, że jestem miła, odprowadził mnie do domu
i jeszcze chciał dać mi bluzę! Aktualnie jestem najszczęśliwszą czternastoletnią
imprezowiczką na świecie! Podziękowałam mu za wszystko i weszłam do domu.
Byłam strasznie zmęczona, ale zarazem szczęśliwa. Od razu poszłam spać.
Izis

wtorek, 1 stycznia 2008

Wszystko zaczęło się od kompotu...

Od tego czasu już nigdy nie było mi zimno, bo on zawsze był przy mnie i mówi, że już na zawsze będzie. Jesteśmy parą już kilka miesięcy. Znalazłam swoją miłość, a spotkałam ją właśnie w szkole…

To spotkało właśnie mnie. Piętnastoletnią blondynkę mieszkającą na obrzeżach miasta. Nigdy nie marzyłam o księciu z bajki, ponieważ wiedziałam, że go nie znajdę. Z resztą takie bajeczki są dla dzieci, a mnie nie można już nazwać dzieckiem. Mam już te swoje piętnaście lat. Jak co dzień, poszłam do szkoły. Rano było bardzo pogodnie. Promienie słońca przenikały przez gałęzie drzew rosnących przy ulicy, co sprawiało świetne wrażenie. Liście kolejno spadały z drzew. Nie dziwne, w końcu jest październik. Jesień. Swoją drogą nigdy nie przepadałam za tą porą roku, bo zawsze padał deszcz. Jednak dziś tak nie było. Przyszłam do szkoły z uśmiechem na ustach. Nie uważacie, że to dziwne? W dodatku był poniedziałek. Normalnie to byłabym w dołku i zapewne robiłabym wszystkim łaskę, że żyje. Nie dzisiaj. Pierwszą lekcją, jaka mnie czekała, była matematyka. Zadzwonił dzwonek. Razem z klasą weszłam do sali, której ściany były obwieszone tablicami matematycznymi, zawierającymi różne wzory i twierdzenia. Przyznam, że matma to mój największy wróg. Modliłam się, żeby matematyczka nie wzięła mnie do tablicy. Cóż, jest nadzwyczaj surowa. Zauważyłam, że dziś była w zupełnie innym humorze. Była rozpromieniona i z uśmiechem spoglądała na wszystkich, którzy w skupieniu siedzieli w ławkach. Nie wzięła nikogo do tablicy. Ludzie nie wiedzieli, o co chodzi. Spodobała im się jednak taka postać rzeczy. Dzwonek na przerwę. Jako pracę domową mieliśmy tylko dwa zadania. Porównując te dwa zadania do poprzedniej pracy domowej, to bardzo mało. Następna biologia. Zeszłam na dół po schodach, by dotrzeć do odpowiedniej klasy.

Ujrzała dziewczyna blondyna i oszalała…

Tam zobaczyłam chłopaka, który nadzwyczaj silnie przykuł mój wzrok. Wtedy nie sądziłam, że się zakocham. Patrzyłam na niego z zaciekawieniem, jak siedział na parapecie pod oknem i odrabiał pracę domową, której nie zrobił w domu. Może sceneria nie była zbyt romantyczna, ale cóż, w końcu to szkoła. Usiadłam z koleżankami na ławce, nie spuszczając z niego wzroku. Był to dość wysoki blondyn. W przybliżeniu miał jakieś 175 cm wzrostu. Niewiele wyższy ode mnie. Twarz miał bardzo pogodną. Delikatne rysy twarzy. Uroda może trochę dziewczęca, jednak patrząc na niego dostrzegałam męskość. Oczy miał zielone. Normalnej budowy ciała. Włosy opadały mu delikatnie na ramiona, mimo tego nie był długowłosy. Niedobrze mi się robi na widok rockmanów z długimi do pasa włosami. Fuj, to jest dopiero ohydne(nie ubliżając). W końcu tajemniczy blondyn skończył odrabiać swoją pracę domową i swój wzrok przeniósł na inny punkt docelowy, mianowicie na mnie. Momentalnie spuściłam wzrok, a on tylko się uśmiechnął. Widać było, że wcześniej czuł mój wzrok na sobie. Podszedł do niego kolega, a on delikatnie zszedł z parapetu, witając się z nim. Porozmawiali chwilę i nagle tamten chłopak powiedział do niego : „ Na razie Piotrek!”. Wiem już jak ma na imię. Piotrek. Nieźle, nieźle.

… potem musiała sprzątać królikowi …

Byłam tak roztargniona, że nie usłyszałam dzwonka na lekcję i dostałam naganę od nauczycielki. Za karę musiałam iść na zaplecze i sprzątać w klatce królika. No super. Lekcja przebiegła w spokoju, ale moje myśli były nadzwyczaj rozbiegane. Była przerwa. Chciałam wyjść niezauważona na korytarz, jednak zostałam zatrzymana. Musiałam sprzątnąć temu królikowi. Uwinęłam się z tym dość szybko, bowiem kiedyś sama miałam królika i wiedziałam, co robić. Pomknęłam czym prędzej pod kolejną klasę. Teraz miałam polski. Okazało się, że na tej lekcji miałam apel na sali gimnastycznej. Po dzwonku nauczyciele zebrali wszystkie klasy i zabrali na miejsce apelu. Tam stała już dyrektorka i całe grono pedagogiczne. Ustawiliśmy się w rządki i usiedliśmy na podłodze. Spojrzałam w lewo i przez chwilę nie dowierzałam. Siedziałam obok niego! On był wyraźnie zadowolony, bo uśmiechał się do mnie. A ja? Byłam w siódmym niebie, co tu dużo mówić. Poczułam, że się czerwienię. Popatrzyłam w stronę dyrektorki. Ona mówiła coś, jakieś sprawy organizacyjne, ale ja nie słuchałam. Byłam zamroczona, ale to było intrygujące uczucie. Chciałam się na niego spojrzeć, ale miałam taką małą blokadę i nie mogłam. Sama nie wiem, jak to ująć. Dwadzieścia minut apelu bardzo wolno mijało. Kiedy to wszystko dobiegło końca, wróciliśmy do klasy. Napisaliśmy jeszcze kartkówkę z polskiego i wyszliśmy z sali na przerwę. Poszłam w kierunku stołówki. Zawsze po trzeciej lekcji chodzę na obiad.

…weszłam w wąski korytarz, kiedy nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę.
Zeszłam już na parter i weszłam w wąski korytarz, kiedy nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. Odruchowo się odwróciłam i zobaczyłam stojącego przede mną chłopaka, który patrzył się na mnie swymi dużymi oczami. Minęła dobra chwila, kiedy zorientowałam się, że to Piotrek. Dopiero wtedy po moim ciele przeszedł dreszcz. Zatkało mnie. On wreszcie powiedział :
- Hej… Powiem od razu, spodobałaś mi się. Zauważyłem, że jesteś nieśmiała, więc postanowiłem sam do Ciebie zagadać. Jestem Piotrek, a Ty? Jak masz na imię?
Teraz to w ogóle oniemiałam. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku. W końcu odpowiedziałam łamiącym głosem :
- Diana…
Uciekłam. Nawet nie wiem, czy słyszał, jak się przedstawiłam. Po prostu zwiałam. Udałam się w kierunku stołówki. Miałam przyśpieszony oddech. Nie byłam w najlepszym stanie, ale nawet nie wiecie jak się cieszyłam! Komuś się podobam i to z wzajemnością. Świetnie! Tylko wątpię, czy sobie z tym sama poradzę. Poszłam po obiad. Szybko zjadłam i chciałam iść pod salę. Nie miałam zamiaru go spotkać, ponieważ pomyślałam, że nie dałabym rady spojrzeć mu w oczy. Dotarłam pod salę
informatyczną. Miałam jeszcze dwie lekcje tego przedmiotu i kończyłam szkołę na dziś. Obyło się bez rewelacji. Spokojnie. Dobrze napisałam sprawdzian i nie spotkałam Piotrka. Ten fakt budził we mnie mieszanie uczucia, bo chciałam, a zarazem strasznie tego unikałam.
Koniec lekcji. Poszłam do szatni, by się ubrać i wreszcie wyjść ze szkoły. Udało się. Wyszłam. Pożegnałam się z koleżankami i udałam się w kierunku przystanku autobusowego. Tam o mało nie dostałam zawału. Na MOIM przystanku autobusowym stał, nie kto inny, tylko PIOTREK. Od razu mnie zauważył. Chciał do mnie podejść, ale miałam szczęście, bo przyjechał mój autobus. Czyli można powiedzieć, że znowu zgrabnie uciekłam. Czy ja unikam szczęścia? Niektórzy mi to mówią. Sama nie wiem. Po prostu podczas takich sytuacji jak ta nie widzę innego rozwiązania, oprócz ucieczki. Nie chcę o tym myśleć. Wracam do domu…
Mój pies rzuca mi się na szyję. Wychodzę z nim na spacer i spokojnie staram się wszystko przemyśleć. Nie dochodzę do żadnego wniosku. Reszta dnia mija mi jak zawsze. Odrabianie lekcji, obowiązki i ogólnie to, co zwykle. Wtedy nie sądziłam, że jutro ten stan się zmieni…

Znowu szkoła. Stoję i marznę na przystanku autobusowym…

Znowu szkoła. Stoję i marznę na przystanku autobusowym, marząc o byciu już w szkole, w której jest ogrzewanie. Jest! Mój środek transportu dotarł na miejsce. Za jakieś 15 minut będę na miejscu. Jestem. Zaczynają się lekcję. Zmieniam obuwie i idę pod klasę. Witam się z koleżankami. Nie zauważam jego. Może to i dobrze, bo chyba nie mam zamiaru dostać szoku termicznego na jego widok, z samego rana. To mogłoby źle się skończyć. Trzy lekcje mijają jak zwykle. Bez żadnych ocen, pytania i w ogóle. Jak już wcześniej wspomniałam, zawsze po trzeciej lekcji chodzę na obiady, dziś było identycznie. Zeszłam na dół i poszłam na stołówkę. Wchodząc do pomieszczenia, przed którym widniał wielki napis „STOŁÓWKA”, zobaczyłam masę osób siedzących już przy stołach. Wodziłam wzrokiem poszukując wolnego miejsca. Znalazłam jedno, koło jakiegoś chłopaka. Spojrzałam na niego i szybko zmieniłam zdanie. To był on. No pięknie, nie sądziłam, że on też chodzi na obiady. Teraz to mam dwa wyjścia. Wypisać się, lub po prostu zaakceptować to wszystko. Czyżbym wybrała pierwszą opcję? Nie wiem, ale jak na razie to chyba raczej tak…Szybko znalazłam jakieś inne miejsce, obok pewnej dziewczyny. Zjadłam spokojnie. Piotrek zauważył mnie, kiedy kończyłam już spożywać swój posiłek.. Zachciało mi się pić, więc poszłam po kompot. Wzięłam szklankę z napojem i chciałam pójść na swoje miejsce. Nagle poczułam, że kogoś oblewam. No pięknie! Wylałam na niego kompot… Co za gapa ze mnie!

…wylałam na niego kompot… Co za gapa ze mnie!

Nawet nie wiecie, jaka byłam zmieszana. On tylko się śmiał i spoglądał na mnie ciepłym wzrokiem, a ja powiedziałam tylko krótkie : „przepraszam”. Uciekłam. On próbował mnie zatrzymać, ale ja szybko wybiegłam ze stołówki. Usłyszałam tylko, jak mnie woła… Odbyłam resztę moich lekcji i poszłam do domu. Myślałam o dzisiejszym zajściu przez cały czas. Podczas spaceru z psem dostrzegłam jakąś sylwetkę człowieka, który szedł w moją stronę. Miałam w ręku książki, ponieważ właśnie wracałam z biblioteki i w między czasie spacerowałam z pupilem. Nagle mój pies gwałtownie pociągnął za smycz, a ja upuściłam wszystkie książki. Ktoś do mnie podbiegł, gdy zbierałam je z chodnika. To był Piotrek… Powiedział tylko : „ Poczekaj, pomogę Ci”, a ja onieśmielona wpatrywałam się w niego. Kiedy zebrał już moje książki, ja jak zwykle nie wiedziałam co powiedzieć. Podziękowałam łamliwym głosem i wyminęłam go. Tak po prostu. Przyśpieszyłam kroku. Czułam, że on idzie za mną, więc starałam się iść szybciej, ale było mi ciężko, bo miałam jeszcze psa na smyczy.

Dogonił mnie, złapał za ręce…

Dogonił mnie, złapał za ręce i obrócił do siebie. Pocałował mnie. Ugięły mi się nogi. Jak on to ujął musiał zastosować wobec mnie „inne środki”. Mimo wszystko spodobało mi się to. Byłam zawstydzona i strasznie szczęśliwa. Spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział :
- Czemu mi uciekasz? Podobasz mi się. Mimo tego, że nie rozmawiam z Tobą, bo ciągle zwiewasz to bardzo Cię lubię, a może nawet coś więcej. Nie wiem, czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, ale ja owszem. Coś do Ciebie czuję i mam dość tego, że ciągle muszę Cię łapać, a Ty i tak zawsze znajdziesz sposób, żeby mi uciec. Czemu to robisz?
Chyba przemówił mi do rozumu, bo zaczęłam się zastanawiać. Właśnie. Czemu? Nie wiem, czy potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie. Jednak postanowiłam wziąć się w garść. Powiedziałam :
- Posłuchaj… Ja jestem bardzo nieśmiała. Kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłam od razu mi się spodobałeś. Nie wiem, czy się zakochałam, naprawdę nie wiem. Nie umiem Ci okazać tego, że zwróciłeś moją uwagę. Taka już jestem. Moim jedynym sposobem jest ucieczka. Przepraszam za wszystko. Naprawdę przepraszam.
Sama nie wiedziałam, że to powiedziałam. Mówiłam do niego patrząc mu głęboko w oczy. Ja chyba oszalałam. On puścił mnie z mocnego uścisku i uśmiechnął się delikatnie. W jego twarzy można było dostrzec zadowolenie. Zauważyłam też, że coś knuje.
Powiedziałam do niego :
- No i chciałam jeszcze przeprosić za ten kompot. Naprawdę nie chciałam, gapa ze mnie!

…jeśli zgodzisz się zaprosić do kina…

- Właśnie o tym pomyślałem. Będziemy kwita, jeśli zgodzisz się zaprosić do kina.
Uśmiechnęłam się. Nie wiem czemu, ale nagle moja nieśmiałość całkiem zniknęła. Naprawdę chciałam iść Piotrkiem do tego kina, więc niewiele myśląc zgodziłam się.
- No to jesteśmy umówieni. Spotkamy się za godzinę, a Ty tymczasem idź do domu, zostaw książki, psa no i migiem na spotkanie.
- Teraz?! Myślałam, że chcesz się ze mną spotkać w innym terminie. Nie dam rady dzisiaj! – odpowiedziałam.
- Dasz radę. Naukę zostaw na później. Jesteś mi coś winna moja droga. - spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem i uśmiechnął się.
Nie mogłam odmówić. Pożegnałam się z nim i poszłam do domu. Zostawiam psa, wyszykowałam się i udałam się na umówione miejsce. On już czekał. W ręku miał kilka czerwonych róż. Podeszłam do niego, a on wręczył mi je. W środku była karteczka. Przeczytałam ją. Było tam napisane : „ Dla najpiękniejszej dziewczyny pod słońcem”. Czy to nie wspaniałe? Podziękowałam mu i z uśmiechem udaliśmy się do kina. Zawiał dość zimny wiatr i on widząc to, że trzęsę się z zimna, oddał mi swoją kurtkę…
Od tego czasu już nigdy nie było mi zimno, bo on zawsze był przy mnie i mówi, że już na zawsze będzie. Jesteśmy parą już kilka miesięcy. Znalazłam swoją miłość, a spotkałam ją właśnie w szkole. Uważam więc, że w szkole jak najbardziej można znaleźć swoją drugą połówkę. Przynajmniej ja to wiem. Co do filmu… Był świetny! Szczerze mówiąc, to nie skupiałam się na nim, tylko na osobie, z którą tam byłam. Pamiętajcie : „Nie ważne gdzie, ważne z kim…”. Oto moja historia.



Wszystkich uzdolnionych literacko i z wyobraźnią zachęcamy do pisania tekstów do kącika literackiego. Prace prosimy zgłaszać do redakcji Gazety Szkolnej.